niedziela, 5 lutego 2012

Vang Vieng w Laosie

Niedziela 5 luty. Jeszcze dwie noce w Vang Vieng. Potem stolica Laosu i samolot do Malezji. Pisalam, ze dopadla mnie jakas niestrawnosc zoladkowa. Wczoraj prawie caly dzien przelezalam w lozku. Na cale szczescie mamy ogromne okno z widokiem na gory i aircondition w pokoju wiec nie spieszylo mi sie do wyjscia na 30 stopniowy upal. W poludnie bylysmy kilka godzin w miescie gdzie roi sie od barow i mlodych turystow odzianych w szorty, a dziewczeta w sukienki plazowe. Zwiedzilysmy tez szalasy i bary nad woda, puste o tej porze, ale wyobraznie mamy.
Glowna atrakcja tego miasteczka jest Tubing czyli splyw rzeka w czyms co przypomina opony samochodowe. Przy brzegach mnostwo barow, do ktorych doplywasz aby "sie upic". To taki szpan. Nie brakuje wypadkow i glupich wybrykow. Ale jest to atrakcja przyciagajaca tutaj mlodziez. Spokojniejsi turysci wybieraja kajaki. My tez chcemy sie jutro wybrac na krotki splyw kajakiem, zeby zobaczyc jak to wszystko wyglada z wody.
Dzisiaj poczulam sie juz dobrze, ale Natalia troche zachorowala. Miala jechac ze znajomymi rowerami do grot oddalonych 15 km od miasta wiec 30 km w sumie. Ze wzgldu na zle samopoczucie, postanowilysmy zrobic sobie krotsza wycieczke rowerami. Pojechalysmy do najblizszej groty u podnoza ktorej moglysmy sie kapac w krystalicznej wodzie wyplywajacej z podziemnego zrodla. Laotanczycy kapali sie w rzeczach. Wiec zostawilysmy na sobie tez bluzki. Ale i tak bylo cudnie. Jest dopiero 18.30 a juz jest ciemno. Tak tutaj jest, zachodzi slonce i zapada noc. Musimy isc zalatwiac kajak na jutro.
Zdjecia :   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz